Geoblog.pl    PrzeMiAr    Podróże    MAROKO bez Rabatu!    Poznajcie Barry’ego Limonkę
Zwiń mapę
2014
03
gru

Poznajcie Barry’ego Limonkę

 
Polska
Polska, Warszawa
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 0 km
 
Nie będziemy zaczynać tej historii od początku. To byłoby strasznie, kurka, nieciekawe. Dlatego, od razu, z impetem, wwalimy się w sam środek wydarzeń, olewając zupełnie ekspozycję. Nasza historia zaczyna się w samym środku, a kończy na samym końcu (co z kolei aż tak strasznym zaskoczeniem nie będzie).

Ale zaraz, zaraz, zaraz!? – moglibyście zapytać – Cholewka! Przecież jak, zaczniecie od środka, to środek będzie początkiem, koniec końcem, a to, co pomiędzy środkiem, a końcem, stanie się rzeczywistym środkiem i w ten sposób uzyskacie najzwyklejszą na świecie strukturę opowiadania, a teraz to tylko, podstępnie, mydlicie oczy, komplikując, niemiłosiernie, sprawę, żeby ukryć waszą nieumiejętność opisywania ciekawych początków i usprawiedliwić brak znajomości zasad konstruowania historii!

Zaraz, zaraz, zaraz! – moglibyśmy odpowiedzieć – Motyla noga! Przecież robimy to wszystko, wyłącznie z troski o czytelnika, którego uwaga obchodzi nas o wiele bardziej niż konieczność zachowania akademickich reguł; czytelnika, który ma w nosie wszystkie te „ Jacek lubi kitesurfing, windsurfing i pasztet kaliski”. Poza tym, pisząc „nie będziemy zaczynać tej historii od początku”, wcale nie mieliśmy na myśli, tego, że ktoś inny nie zrobi tego za nas.

Ooo! – moglibyście się zdziwić.

Ha! – moglibyśmy zatryumfować, z uniesionym w górę wskazującym palcem.

I tu zatrzymamy się na chwilę, by opowiedzieć zupełnie inną historię. Zaczniemy od początku. Bo, choć wspomniana przez nas, w pierwszych linijkach tego tekstu, historia ciągle zostaje opowieścią bez nominalnego rozpoczęcia (właściwie, w tym momencie, nie posiadając środka ani końca istnieje wyłącznie, jako potencjalna historia pozbawiona rozpoczęcia), to nikt nie pisał, iż wszystkim opisywanym opowiastkom będziemy amputować wprowadzenie.

Panie i Panowie! Panowie i Panie! Poznajcie Barryego Limonkę!

Przy tak dużym mrozie, wydobywająca się z ust para wodna osadza się na krzaczastych brwiach i długich rzęsach, tworząc mieniącą się w promieniach słońca lodową powłokę. No tak, w słońcu mogłoby to wyglądać całkiem uroczo! – pomyślał Barwłżan, przemierzając pokryty białym płaszczem śniegu, ogromny naleśnik kazachskiego stepu. Zdezelowany gazmobil jechał na oparach ropy, bez przedniej szyby, niemalże po omacku. Przy tak potężnej zamieci i odległości, jaką trzeba było pokonać, dotarcie do wioski Oziernoje w stanie nienaruszonym należałoby rozpatrywać w kategorii cudu. Cudu nie mniejszego niż nagłe, kwietniowe, objawienie się, odzianej w nadrukowaną w tygrysy kurtkę i makową spódnicę, Matki Boskiej, lewitującej nad głowami skonsternowanych mieszkańców brazylijskiej faveli. Jednak Barwłżan nie miał wyboru. Przecierając ufajdaną śniegiem, wąsatą twarz rozmyślał o wydarzeniach ostatniego tygodnia. Felerna nocna warta! Dlaczego się zamienił? Przetarł oszronione oczy, zamrugał. Nie, tak prosto nie przegoni, łatwo ukazującego się na białym, jednorodnym płótnie zamieci, koszmarnego obrazka. Otwiera w nim drzwi do gabinetu szefa, a moment ów zdaje się nie mieć końca - Barwłżan jest w stanie odtworzyć każdy, nawet najmniejszy, szczegół. Punktowe światło lampki odbijające się od spoconej łysiny komendanta, wywrócone krzesło, strzępy taśmy okalające zakrwawione nadgarstki dziewczyny. Szurające po betonowej posadzce, zsiniałe stopy, cherlawe ciało przygniecione wielorybią tuszą, zatykająca usta, owłosiona dłoń, przemieniająca jej krzyk w puste, błagające spojrzenie. Pamięta też dobrze jego sprośny uśmiech, gdy następnego dnia próbował obrócić w żart całą sytuację. I to obezwładniające uczucie, gdy rozpoznał twarz dziewczyny znalezionej w zaspie kilka dni później.
Zaczęło się przejaśniać, gdy wygłodniały silnik wydał z siebie ostatni, przeciągły pomruk. Samochód stanął. Kiedy opadająca kurtyna śniegu odsłoniła mieniące się w oddali światło latarni, Barwłżan postanowił kontynuować wędrówkę pieszo. Czyżby rzeczywiście dotarł do Oziernoje?

W zupełnie innym miejscu, w zupełnie innym czasie pojawił się ON.
Barry Limonka, bardzo mi miło! – kolejno uścisnął nasze dłonie.

"Przemek: Był uprzejmy i otwarty, ale bez zbędnego włazidupstwa.
Michał: Z miejsca go polubiliśmy – po prostu nam przypasował.
Arek: Miał w sobie coś takiego, że od razu chciało się być jego kolegą.
Prze: Bo Barry, to typ człowieka, z którym nawet kupowanie parówek w Tesco wydaje się największą przygodą życia.
Mi: I ta aura!!!
Ar: Właśnie o tym mówimy!
Mi: Wiem, ale chciałem to jeszcze raz podkreślić.
Prze: Dobra, bo gadamy jakby zostały po nim już tylko czarno-białe fotki. A to zupełnie nie o to chodzi!
Mi: Racja!
Ar: Barry, pozwól tu na chwilę! … Skrobnąłbyś parę słów o nas?
Barry: O Was? Zawsze, chłopaki!"*

I w tym miejscu powiernikiem klawiatury zostaje nasz ukochany, przeprzyjacielski, Jego Najwyższa Sympatyczność: Barry Limonka. W ten oto sposób odłożymy, pozbawioną początku, wymykająca się wszelkim schematom historię Barry’ego, a zajmiemy się, wcale nie mniej wciągającą {Akurat! – przypis redakcji [Akurat! Przecież nikt tego nie redaguje – przypis autorów (Akurat tak się składa, ze to redaguje! – przypis Jerzego Rogalskiego)]} historią podróży Przemka, Michała i Arka. Już w następnym odcinku, Barry zaprezentuje sylwetki naszych bohaterów! Bądźcie z nami!

*fragmenty wywiadu pochodzą z filmu „Oto Barry Limonka” reż. Astłan Hasajew, 2012.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
Dorotka
Dorotka - 2014-12-07 20:29
W przerwie pomiędzy przegryzaniem własnych gili i śliwek w czekoladzie, które pozostawił po sobie mój małżonek czytam Was. I czekam na wieści od Barry'ego.
 
 
PrzeMiAr
przemiar
zwiedzili 0.5% świata (1 państwo)
Zasoby: 1 wpis1 1 komentarz1 0 zdjęć0 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże
03.12.2014 - 03.12.2014